Jak to się zaczęło…

      Dawno, dawno temu… gdy najmłodsi z nas na motocykl mówili jeszcze „brum, brum”, po pięknej piastowskiej Świdnicy jeździły (każdy w swoją stronę) dumne Junaki, Rusy i leciwe Japonie. Musiało nas być naprawdę wielu, skoro w tak niedużym mieście, po kilku latach tego jeżdżenia, gdzieś w okolicach 1996 r. powstały aż trzy kluby motocyklowe: „GRYF”, „RKD” i „HELLS DRINKERS”. Od tej pory, można powiedzieć, nasza historia zaczęła nabierać rumieńców. Wspólne imprezy, wyjazdy na zloty, zawiązywanie przyjaźni i nawijanie kilometrów sprawiły, że chciało się żyć – wolność, wiatr we włosach i takie tam…

gryf

     Lata mijały, czasy się zmieniały, jedni dorastali, inni wyrastali z „ motocyklizmu” (w ogóle można?!), no i jakby tego nie ubierać w słowa – kluby nie wytrzymały próby czasu – przestały istnieć. ”HELLS DRINKERS” otarł się nawet o jeden z klubów MC, ale nie na długo.

     Znowu przyszły lata wyjazdów bez podziałów na kluby; bawiliśmy się świetnie w coraz większym gronie i to nam wystarczało. Oczywiście do czasu, bo jednak zaczęliśmy odczuwać niedosyt. Wiedzieliśmy, że jesteśmy silną grupą, która wiele może zdziałać i szkoda wręcz by było marnotrawić taki potencjał.

     Pierwszym i to bardzo trafionym pomysłem było zorganizowanie w kwietniu 2004 r. wystawy naszych motocykli w stylowej scenerii Muzeum Broni. Impreza wzbudziła duże zainteresowanie mieszkańców Świdnicy i motocyklistów z innych miast. Był to nasz pierwszy stuprocentowy sukces. Po wystawie dołączyło do nas wielu nowych motocyklistów. Był to początek wspólnego, zajebistego sezonu. Znów zaczęliśmy nawijać razem kilometry na koła. Dostrzegła nas też „okolica”. Jako silną grupę zaczęto nas zapraszać na uświetnianie licznych imprez.

redrider     Sezon dobiegł końca, motocykle spoczęły w garażach, a nam zaczął kiełkować w głowach pomysł reaktywowania wszystkich trzech klubów i utworzenia jednej silnej grupy. Znaliśmy już przecież i siebie, i swoją wartość. W niewiarygodnie pojemnym mieszkaniu jednego z nas ruszyła sprawna machina organizacyjna. Wszystko toczyło się w błyskawicznym tempie i już wiosną 2005 r. powitaliśmy nowy sezon jako klub „RED RIDER”. Nazwa ta, choć było wiele różnych, co piwo to gorsza, w przebłysku weny została przypieczętowana ogólnym aplauzem. Największy problem przysporzyło nam logo klubu. I tu także, po wielu godzinach burzy mózgów i hektolitrach wypitego piwa, ustaliliśmy, że w logo będzie widniał czerwony gryf na motocyklu (herb naszego miasta zawiera czerwonego gryfa). Nasz nadworny plastyk wzniósł się na wyżyny geniuszu i odmalował nam takiego zwierzaka, że lepiej nie można było.

            Jak się wiedzie, to się wiedzie – zdobyliśmy też wymarzony lokal (część podziemnych włości  Muzeum Broni) – naszą „mekkę”, do której lgnęliśmy co weekend (jeśli oczywiście nie było wyjazdu). Tu zrodził się pomysł zorganizowania naszego własnego zlotu. Udało się. W drugi weekend września 2005 r. ruszyliśmy z I Świdnickim Motofestiwalem. Ile stresu, nerwów i niepewności nas to kosztowało, nie trzeba mówić nikomu, kto organizował zlot po raz pierwszy. Z sygnałów, jakie do nas docierały na i po zlocie, dowiedzieliśmy się, że jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Wiele ciepłych komentarzy skierowanych w naszą stronę i słowa uznania, dodały nam skrzydeł. Już wiedzieliśmy, że każdy następny wrzesień, to będzie NASZ wrzesień.

     Dzisiaj jesteśmy już po pięciu zlotach (mamy nadzieję, że coraz lepszych), dowody przyjaźni, stali „bywalcy”, wpisy do Księgi Gości utwierdzają nas w przekonaniu, że „dajemy radę”. Od pierwszego zlotu utrwalił się też u nas zwyczaj organizowania zimowej imprezy pozlotowej (zawsze w górach), na której ładujemy akumulatory na następny sezon.

rider     W ciągu tych pięciu lat trochę się zmieniło, były lata burzliwe, część ludzi odeszła, przybyli nowi, ale kręgosłup wykrystalizował się już dość dawno.

     Świadomość, że czasy wolnych grup motocyklowych odeszły do historii, sprawiła, że zaczęliśmy poważnie myśleć o zalegalizowaniu naszego klubu. Wiosną 2009 r. stanęliśmy na Kongresie Klubów Motocyklowych, na którym otrzymaliśmy status FG.

     Szanując zwyczaje i standardy panujące w Klubach Motocyklowych zmieniliśmy barwy i nazwę na RIDER FG ŚWIDNICA, lecz mimo tych zmian nadal jesteśmy tymi samymi ludźmi. Bierzemy udział w licznych akcjach charytatywnych na rzecz dzieci z domów dziecka i szkół specjalnych, organizujemy zbiórki pieniędzy, aktywnie uczestniczymy na rzecz WOŚP.

    Stanowimy grupę ludzi w różnym wieku i o różnym statusie społecznym, reprezentujemy przeróżne zawody, ale wiek czy zasobność portfela są dla nas zupełnie nieistotne. Najważniejsza jest przyjaźń i pasja, która nas połączyła, wspólne pokonywanie kilometrów i życie z ideą „LIVE TO RIDE – RIDE TO LIVE”.

    No cóż. Mamy za sobą kolejne cztery zloty, cztery wspólnie przeżyte lata pełne dziwnych zawirowań, istotnych zmian, wytężonej pracy i zabawy. A wszystko to dla pasji, którą niezmiennie są nasze stalowe rumaki. Niektórym z nas posiwiały włosy, może przybyło trochę zmarszczek (brzuchy urosły?!), wielu odeszło w poszukiwaniu innych możliwości rozwoju, ale też wielu przybyło zaciekawionych naszym sposobem na życie. Mamy nowy lokal (tu ukłon do Polskich Kolei Państwowych - och żeby tak wiedzieli jak wygląda obecnie ta ich pipidówa!) okupiony setkami godzin ciężkiej pracy i ciężkich pieniędzy! Jest to nasz dom, który daje nam możliwości wspólnego spędzania wszystkich ważnych w naszym życiu chwil, czasami jest to "noclegownia" dla potrzebujących motocyklistów, a czasami "stajnia" dla naszych rumaków.

    W przeciągu tych kilku lat istnienia uczestniczyliśmy w wielu wydarzeniach związanych z naszym miastem i okolicą, nieśliśmy radość i pomoc dzieciom, zebraliśmy kilkadziesiąt litrów krwi podczas akcji Motoserce. Staraliśmy się być zawsze OK w stosunku do wszystkich.

    Niestety ostatni nasz zlot (kto był, ten wie o co chodzi) okazał się być dla nas zimnym prysznicem. LIFE IS CRUEL - chciałoby się zakrzyknąć! Niestety nie zawsze jest tak, jakbyśmy sobie życzyli. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Po raz kolejny przyszedł czas na zmiany. Ale tak właśnie tworzy się historia!

    Od października 2013 nie jesteśmy już klubem FG. Decyzją większości członków Klubu odstąpiliśmy od Kongresu i zaczęliśmy nowy rozdział w naszym życiu. Spróbujemy jeszcze raz. Tym razem jako Stowarzyszenie Motocyklistów Rider. Może się uda. Zobaczymy… Przecież to wciąż ci sami MY!